KacWawa
a kwestia polskiej reklamy
Echa zamieszania z filmem powoli chchną, ale mam nadzieję że efekt kampanii sprzeciwu wywołanej przez Tomasza Raczka będzie miał charakter długowalowy. Rozumiem że w każdym procesie edukacyjnym (w tym przypadku mam na mysli dwudziestoletni okres wyciągania naszego kraju z prowincjonalnej mentalności) musi być miejsce na serię upadków z konia. Ale głosy zapowiadające upadek polskiej kinematografii pamietam od premiery "Psów" Pasikowskiego i w porównaniu z nimi, ostatnie upadki groziły poważną kontuzją kręgosłupa. Poprzez gęsty muł zaczęło przebijać się prawdziwe, twarde, skaliste dno.
Tak, jestem po stronie recenzenta. Czara goryczy się przelała. Nie można nazywać szamba perfumerią, przyszedł czas na lekcje prowadzone za pmocą bata i szpicruty. Oliwy do ognia dolewa sam producent Jacek Sajmołowicz który pozywa Raczka za straty finansowe. I tu jest pies pogrzebany. Można się krytykować, obrażać, nie organizować pokazów prasowych ale to wszystko da sie z łatwością znieść. Ale trzepnięcie po kieszeni. To naprawdę boli...
Zastanawiam się kiedy pojawi się Tomasz Raczek polskiej reklamy i w sumie kogo miałby tak naprawdę trzepnąć. Biznesowa kurtuazja nakazuje stwierdzić że wina leży pośrodku. Skoro z filmami mamy problemy, to tym bardziej z branżą która w Polsce rozwija się od zaledwie dwóch dziesięcioleci. Może trzeba poczekać jeszcze jedną dziesiątkę, przecież jest postep. Wystarczy rzucić okiem na legendy polskiej reklamy telewizyjnej () i złapać się za głowę patrząc na produkcje z którymi warsztatowo, smiało może konkurować polowa dzisiejszych najbardziej mydlanych seriali. No tak, tylko że głowa jakoś potwornie boli od kaca, a nigdzie pod ręką nie ma aspiryny.